W kwietniu skończył się rok szkolny,
Myślę sobie: ,,jestem wolny”.
Czas rozpocząć więc wakacje,
Zakończyłem edukację.
Leżę sobie więc na łące,
Wokół kwitną kasztanowce,
Jestem w swoim dziś żywiole,
Zapomniałem więc o szkole.
W tle gdzieś sobie gra patefon,
Nagle dzwoni mi telefon,
To mój kumpel coś się wścieka,
Wpadam, a tu pełna ludzi sala,
Wszyscy piękni jak z żurnala.
Panny w szpilkach i sukienkach,
Chłopcy w błyszczących lakierkach.
Kumpel biegnie w garniturze,
,,Zapomniałeś o maturze?”
Ledwiem opanował drgawki,
,,Matura to bzdura” – trąbią wokoło,
Dlaczego od potu więc mokre czoło?
,,Matura to fraszka, zabawy dziecięce”
Czemu ze strachu więc trzęsą się ręce?
Niech ktoś mi powie czym jest liryka,
I kim u diabła był ten Baryka.
Czy ,,Gloria victis” to przykład ballady?
Nagle zmroziło mnie jak na Arktyce,
Tak, pomyślałem o matematyce.
Całki, równania, funkcje liniowe,
To dla mnie prawie pole minowe.
No i angielski, który w tej chwili,
Tyle rozumiem co Suahili.
Te wszystkie słówka, rozmówki, zwroty,
Gdy już traciłem w panice zmysły,
Z głowy uciekły wszystkie pomysły,
Gdy mnie dopadło totalne zwątpienie,
Nagle spłynęło ma mnie natchnienie.
I dolatuje mnie myśl skrzydlata,
Wszak nie próżnowałem te wszystkie lata.
I jestem najspokojniejszym człowiekiem na świecie,
Bo się uczyłem w RCEZ –ecie.
J.L.